Na imię mam Piotr i jestem alkoholikiem, trzeźwym od siedmiu miesięcy. Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że Pani Aleksandra jest dobrym mentorem. Tak, mentorem, nie terapeutą. Dlaczego? Już wyjaśniam. Gdy trafiłem na terapię uzależnień prawie rok temu, byłem przekonany, że nie mam problemu z alkoholem, a cała ta "terapia" to jakaś abstrakcja, na którą zgodziłem się za namową mojej narzeczonej. Szybko zrozumiałem, że byłem w błędzie. Początkowo, p. A. skupiała się na tematach stricte alkoholowych. Takich, które z alkoholem łatwo zidentyfikować jak agresja, głód, zmienne stany emocjonalne. Później przeszliśmy do rozmów o pracy, o kolegach, o sensie moich działań. Przez dłuższy czas myślałem - co to ma do mojego uzależnienia od alkoholu? Tłumaczyła mi jak mantrę, a jej słowa jak krople w kamieniu wgryzały się w moją świadomość. Złościłem się, nie raz miałem dość. Niedługo potem otrzymałem odpowiedź: Chce mi się żyć! Walczyć z głodami. Zacząłem uprawiać sport. Dostrzegłem to, co mam, co zasłaniała mi butelka - dostrzegłem siebie. Że mogę mieć jakiś cel w życiu, rodzinę, zdrowie, wyjazd nad morze, lepszą pracę, własną firmę, cokolwiek. Wciąż bywa, że trudno powstrzymać się od picia. Czasem się potykam, ale wiem i widzę więcej niż rok temu i mam taką miłą świadomość, że nie idą tą ścieżką sam. Dzięki pani Aleksandrze jestem w swoim życiu o wiele bliżej miejsca, w którym chciałbym być. Nie tylko jest ona skutecznym terapeutą uzależnień, bo udaje mi się zachować trzeźwość. Jest też mentorem, bo pomaga mi iść przez życie, i nim się cieszyć, znaleźć równowagę i spokój w sercu. Bardzo Tobie, Aleksandro, publicznie dziękuję. I jestem wdzięczny, być może nawet dozgonnie.